Czy naukowcy muszą sparametryzować absolutnie wszystko?
Owszem, muszą!
Rzecz o której mowa to całkiem
świeży artykuł trzech panów z Ameryki,
"Measurement and analysis of musical vibrato parameters" opisujący zgrabny toolbox Matlaba, służący do
analizy muzycznego vibrata. Przede wszystkim narzędzie pozwala na analizę
modulacji amplitudy i częstotliwości (AM i FM), względną fazę pomiędzy
składowymi AM i FM (niektóre rzeczy, tak jak tę fazę na przykład, mogę jedynie
przetłumaczyć z angielskiego i mieć nadzieję, że czytelnicy lepiej niż ja
orientują się w DSP) i ich harmoniczne. To wszystko pozwala bardzo
precyzyjnie opisać vibrato, niezależnie od żadnych parametrów subiektywnych, a
co za tym idzie - na przykład porównać vibrata wykonane na dwóch różnych
instrumentach. Autorzy wskazują na użyteczność narzędzia w
badaniach
muzykologicznych i pedagogice.
Schemat analizy sygnału
dźwiękowego przedstawia poniższy schemat blokowy:
Sygnał wejściowy rozdzielany jest
na wejściu na składowe harmoniczne, po czym każda z nich analizowana jest w
dziedzinie czasu i częstotliwości. Na wyjściu dostajemy dużo kolorowych wykresów,
spektrogramów, ale i szereg wartości liczbowych parametrów vibrata: głębokość
vibrata (vibrato depth), współczynnik vibrata (vibrato rate), spektrum vibrata
(vibrato spectra), związki amplitudowo-częstotliwościowe. Po dokładne definicje
i algorytmy "uzyskiwania" tych parametrów odsyłam do artykułu.
Przebieg czasowy i spektrogram "wibrującego" oboju, częstotliwość podstawowa 594Hz
"Spectral magnitude" w dziedzinie częstotliwości i opóźnienia fazowego tego samego oboju
Co takie wartości dają nam w
praktyce? To, że wreszcie muzykolodzy mogliby powiedzieć o vibrato coś więcej
niż "jest" lub "nie ma". Parametryzacja jest zwykle dobra,
bo pozwala uniknąć subiektywnego opisu jakiegoś zjawiska (dla jednych vibrato
jest vibratem dopiero gdy zaczynają wypadać zęby, a drudzy najmniejsze drżenie
opisują już jako vibrato). Bez konkretnych, liczbowych parametrów, trudno
opisać jakieś zjawisko tak, aby każdy wyobraził je sobie tak samo, a co dopiero
zagrał tak samo! Panowie mieli zatem świetny pomysł. Więc gdzie leży problem?
Problem jest cechą wspólną wielu wielkich umysłów - to, co panom naukowcom
wydaje się być oczywiste, dla większości
społeczeństwa, a już zdecydowania dla artystycznej części, jest zupełnie
niezrozumiałe. Mnie było bardzo trudno zrozumieć skąd biorą się te wszystkie
parametry.
A co dadzą nam suche liczby, jeżeli nie rozumiemy ich istoty? Jasne, możemy
próbować, być może się mylę i podawanie w nutach głębokości i współczynnika
vibrata zamiast śmiesznej falki okazałoby się przełomowe. Załóżmy, że tak by
było, muzycy wiedzieliby dokładnie jakie vibrato mają zagrać. Ale jak przełożyć
fizyczną wartość na technikę wykonawczą? Opisując siłę jaką musimy przyłożyć do gryfu
palcem i w jakim kierunku? Z jakim przyspieszeniem poruszać palcem i na jaką
amplitudę ten palec wychylać? Zmieniłoby to naukę gry na instrumencie z
artystycznej czynności na inżyniersko-mechaniczną.
Parametryzacja zdecydowanie
przydałaby się w badaniach muzykologicznych, dobrze byłoby mieć opisane
wszystkie style i epoki, sparametryzować kompozytorów, wykonawców - dla
potomności! Tylko jak to zrobić? Przecież nie mamy żadnych nagrań z "tamtych
czasów". Mamy mistrzów wykonań danych kompozytorów czy epok, ale pamiętajmy, że
korzystają oni z tych śmiesznych falek w nutkach i kierują się raczej intuicją
i wyczuciem niż fizycznymi parametrami dźwięku.
Artykuł jest bardzo ciekawą próbą
połączenia dwóch światów: techniczno-naukowego i artystycznego. Czy udaną?
Na pewno odkrywczą i intrygującą, ale mimo wszystko, może jednak lepiej pozostać
po prostu przy pozytywnych wibracjach?